środa, 29 maja 2019

Tatry Kwiecień 2019



Chwilę czasu zeszło na napisanie relacji z tego wyjazdu ale już jest więc zapraszam do lektury :).

Tym razem wyprzedzając cały peleton, który przybył pod Tatry na długi weekend majowy, wybrałem się kilka dni wcześniej zażyć piękna i spokoju tego urokliwego regionu.
Jak zawsze staram się wykorzystać wolny czas do maksimum. W związku z tym w trasę wyruszyłem z samego rana po nocnej zmianie w pracy. Tym razem wybrałem się najpierw pociągiem do Krakowa, a później autobusem do Zakopanego. Po drodze był czas na kilka spokojnych i cichych drzemek w moim wykonaniu, bo dwa fotele za mną Pan już nie patrzył na innych, tylko chrapał z grubej rury J.
Przyjazd do Zakopanego opóźniony był o prawie godzinę, co spowodowało zmianę planów.
W pierwotnym planie 1 dzień miał rozpocząć się w Kuźnicach i dalej przez Wielki Kopieniec, Psią Trawkę, Równie Waksmundzką do Schroniska w Roztoce. Z uwagi na mniejszą ilość czasu postanowiłem wystartować z Cyrhli i bez Wielkiego Kopieńca udać się na nocleg do Schroniska w Roztoce.













Tym razem wziąłem 80 litrowy plecak, którego już dawno nie używałem i do końca nie byłem pewien jak mi się z nim będzie wędrować. Dlatego też wpakowałem do niego mój czerwony 45l plecak na wyjścia. Z uwagi na planowane 4 dni w górach trzeba było zabrać ze sobą trochę więcej rzeczy i co najważniejsze sprzęt do zimowego wędrowania po Tatrach (kask, raki, raczki, czekan), w sumie dało to sporo kg na plecach, co po dojściu do Schroniska dało się odczuć.
Na szlaku spotkałem kilka osób, a także wycieczkę szkolną wracającą chyba z Murowańca. Trasa z Psiej Trwaki do Polany Waksmundzkiej przypominała istny tor przeszkód i pułapek. Woda pod śniegiem, woda na szlaku, przejście nad wodą po powalonym drzewie, to kilka z przygód jakie mnie spotkały nie mówiąc o załamaniu się śniegu pode mną i wspaniałym uczuciem wlewania się wody do buta – wysokiego buta, bo widziałem wielu ludzi w niskich adidasach w górach podczas tego wyjazdu i to nie tylko na podejściu nad Morskie Oko.
Pogoda na te 4 dni nie zapowiadała się jakoś rewelacyjnie, 25 i 26 kwietnia miały być jeszcze ładne, ale później mogło być różnie.
2 dzień był planowany na podejście od Morskiego Oka na Szpiglasowy Wierch. Zimą tej trasy jeszcze nie robiłem, co dawało lekką nutkę ciekawości. Warunki śniegowe były dobre śnieg mokry, który dobrze trzymał buta, w związku z tym nie było konieczności zakładania raków. Jednak czekan okazał się bardzo pomocny zwłaszcza przy mocnych podmuchach wiatru, gdy na stromym stoku trzeba było go mocno wbić i przeczekać by móc bezpiecznie podążać dalej do góry. Jedynym schronieniem od wiatru był wielki kamień przy odejściu szlaku na Wrota Chałubińskiego.













Trasa na Szpiglasową przełęcz w niczym nie przypominała jej letniej wersji. W pewnym momencie najlepszym rozwiązaniem była wspinaczka po chropowatych skałach, dzięki którym można było szybko nabrać wysokości. W tym momencie czekan trochę przeszkadzał więc wylądował między brzuchem i pasem biodrowym od plecaka, wprawdzie trochę dyndał i wyglądał trochę dwuznacznie, no ale cóż taka potrzeba chwili.
Po wejściu na Szpiglasową przełęcz ukazał się wspaniały widok Doliny Pięciu Stawów Polskich, a z drugiej strony widok na Morskie Oko, Czarny Staw pod Rysami i na same Rysy. Do Szpiglasowego Wierchu już niedaleko, już widać wierzchołek, na który trzeba się dostać. Widoki ze szczytu wynagradzają godziny w słońcu, śniegu i silnych podmuchach wiatru. To jest ta nagroda za trud i wysiłek. Na wierzchołku spotykam dziewczynę, która dzielnie pokonywała tą samą trasę i jak się później okazało jest z tego samego miasta co ja. Jak to mówią góra z górą się nie zejdzie ale człowiek z człowiekiem zawsze. Po krótkiej sesji zdjęciowej na szczycie, jedzeniu i piciu, nadszedł czas na zejście, powrót.






Z uwagi na dość kiepskie podejście od strony Morskiego Oka, zejście odbyło się do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Po początkowych trudnościach na łańcuchach, później było jak na spacerku i aż żal było zostawiać wszystko w tyle. Korzystając z faktu, że było jeszcze sporo śniegu, udało się trochę zmodyfikować trasę. Szkoda, że nie wiedziałem o tak dogodnych warunkach na podejściu na Szpiglasową Przełęcz, bo pewnie wszedłbym również tą stroną.









W Schronisku, popularnej „piątce” ludzi sporo, obcokrajowcy, skitourowcy, ratownicy TOPR. Po chwili odpoczynku i posileniu się trzeba było udać się w dalszą trasę: doliną Roztoki do bazowego Schroniska w Roztoce.



Zimowe zejście z „piątki” ciężkie i strome, co nie przeszkadzało młodym ludziom iść w niskich, cienkich butach do biegania lub spaceru po odśnieżonych drogach. Chwilę po zejściu do Doliny Roztoki słychać helikopter, to zły znak. Jak się później okazało ktoś wybrał letni wariant zejścia ze Schroniska, co skończyło się urazem kręgosłupa i głowy (http://topr.pl/organizacja-topr/archiwum/511-kronika-topr-28-04-2019). Z racji wysokiej temperatury i słońca, spore ilości śniegu ulegały roztopieniu, co pod koniec Doliny Roztoki spowodowało rozlanie potoku na szlak i w znacznym stopniu utrudniło dojście do Schroniska w Roztoce.

3 dzień przywitał kiepską pogodą, nie nastrajał pozytywnie do wyjścia z łóżka J. Przy niepewnej pogodzie plan był skromny, choć ciekawy. Podejście do Morskiego Oka i dalej nad Czarny Staw pod Rysami, jak pogoda pozwoli. Niestety temperatura sprawiła, że przejście suchą stopą po Morskim Oku było już niemożliwe. Tym razem nisko wiszące chmury i mgła nie pozwoliły dojrzeć wspaniałych górskich widoków. W zamian za to udało się zobaczyć pękający lód i szczeliny lodowe.









Wracając tuż przed Schroniskiem nad Morskim Okiem zaczął padać rzęsisty deszcz. Trzeba było przeczekać pod dachem, a przy okazji coś zjeść i napić się. Droga powrotna do Schroniska w Roztoce minęła szybko i bez deszczu. Jednak po powrocie do Schroniska w Roztoce i udaniu się do suszarni przeraził mnie widok mnóstwa mokrych rzeczy. Co gorsza, w tej temperaturze, to tam warunki były istnie tropikalne gorąco i wilgotno, aaaa i ten wspaniały zapach suszonych, mokrych z wody i potu butów, wystarczający powód by nie przebywać tam zbyt długo. Jednak nie wszystkim takie klimaty przeszkadzały, gdyż grupka dzieciaków postanowiła zrobić sobie właśnie tam swoje obozowisko J.
Ostatni wieczór w Schronisku minął na integracji górskich wędrowców z całej Polski ale i też z zagranicy.

Niestety godzina 22, czyli pora ciszy nocnej szybko nadeszła i kierowniczka obiektu nalegała na zakończenie biesiady J.
Ostatni dzień w górach obudził brzydką pogodą, co skutecznie przekreśliło górskie spacery, pozostało tylko udać się w drogę powrotną do domu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  „Berbeka życie w cieniu Broad Peaku” Pierwsza recenzja po dłuższej przerwie przypadła na książkę o jednym z najwybitniejszych himalais...