poniedziałek, 22 lipca 2019

1 dzień – 4 schroniska.


Gdy nie można być w górach, warto powspominać miejsca, które już odwiedziliśmy.
Zgodnie ze słowami piosenki Pana od Pszczółki Mai: ”Lubię wracać tam gdzie byłem...”
Z jednej strony nasycimy się widokami, z drugiej zaś nabierzemy większej ochoty i motywacji by udać się w góry czym prędzej.
Przeglądając moje zdjęcia z górskich wycieczek natrafiłem na te zrobione w 2015 roku w lipcu podczas pobytu na wakacjach w Zakopanem. Nie wiem co mnie podkusiło, może chciałem sprawdzić czy rzeczywiście tam tyle ludzi się zmieści J.


Pobyt trwał 8 dni – spokojnie tym razem opowiem tylko o jednym, kiedy to postanowiłem wychodząc z Zakopanego odwiedzić 4 schroniska górskie w Tatrach jednego dnia. Wyczyn może nie specjalny, ale zawsze to jest jakiś temat przewodni na wędrówkę.
Ciekawym punktem programu była Przełęcz Krzyżne, na której to przez pomyłkę nie znalazłem się rok wcześniej – wtedy poszedłem na Zawrat. Krzyżne jak i Zawrat to dwa końce Orlej Perci, do której powoli się przygotowywałem (psychicznie).
Wędrówkę tego dnia zacząłem dość wcześniej bo około 5 byłem już w Kuźnicach przy kasach TPN, w których jeszcze nikogo nie było.

Trasa Doliną Jaworzynki do Murowańca minęła dość szybko przy rześkim porannym powietrzu.
Na dobry początek 1 schronisko już zaliczone, przede mną gwóźdź programu czyli Krzyżne (3h).

Teraz idąc przez las Gąsienicowy, Czerwony Staw w Dolinie Pańszczycy obchodzimy Żółtą Turnie, a później powoli do góry między Małą a Wielką Kopką podążamy do przełęczy Krzyżne.



 

 

Ostatni odcinek podejścia pod przełęcz jest dość stromy i niebezpieczny z uwagi na spadające kamienie, jak i te osuwające się pod nogami. 



Po chwili wysiłku zasłużony odpoczynek na przełęczy z cudownymi widokami. Gdyby nie kilometry, które jeszcze miałem przejść spędziłbym tam dłuższą chwilę.






Mimo szczytu sezonu i dobrej pogody na Krzyżne tą trasą, którą ja wybrałem szło niewiele osób, pewnie więcej wybrało wariant przez Orlą Perć.
Będąc rok wcześniej w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich patrzyłem na szlak z/na przełęcz Krzyżne i zastanawiałem się jak bardzo strome jest to zejście. Jednak nie taki diabeł straszny. Zejście przebiegło bez większych problemów, niby w dół lżej bo grawitacja ciągnie 😊.
Schodząc miałem wspaniały widok na schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (D5SP), Siklawę czy szlaki znajdujące się w okolicy, zwłaszcza ten, którym później szedłem przez Świstówkę Roztocką nad Morskie Oko. 




Jednak oprócz widoków, widziałem również sporą ilość osób podchodzących do schroniska czy podziwiających Siklawę. Po dotarciu do schroniska w D5SP ujrzałem tłumy ludzi. 



Gdy już dopchałem się do środka wiedziałem, że na pożywny posiłek nie mam co liczyć. Na szczęście do recepcji nie było kolejki, a można było tam nabyć napój z zawartością chmielu i bąbelków, których produkcją zajmuję się zawodowo. Spożywanie napoju bogów było niezmierną przyjemnością, jednak negatywne skutki zacząłem odczuwać już na pierwszym podejściu, kiedy to totalnie opadłem z sił, % zrobiły swoje.
Kolejne km były walką i czekaniem kiedy te % wyparują z potem. Na pocieszenie miałem mnóstwo pięknych widoków najpierw D5SP i Orlą Perć, które zostawiałem z tyłu, później Tatry Bielskie, które wyłoniły się zza górki, a na koniec Dolina Rybiego Potoku i widok na Morskie Oko, w oddali Czarny Staw pod Rysami i inne góry, które dodawały sił w ten gorący dzień.




Po dotarciu do Morskiego Oka zrobiłem kilka zdjęć, przybiłem pieczątkę i uciekałem od tego tłumu do kolejnego schroniska w Dolinie Roztoki.




Z racji, że schronisko (najlepsze w Polsce a przynajmniej w Tatrach) znajduje się na uboczu, nie ma tam takich tłumów jak w innych schroniskach w Tatrach Polskich. Tamtejsze jedzenie i atmosfera pozwoliła mi odpocząć i nabrać sił na te jeszcze parę km do busa, którym wróciłem do Zakopanego.
P.S. Następnego dnia byłem na Sławkowskim szczycie w Tatrach Słowackich J .


wtorek, 2 lipca 2019



Śmierć na Nanga Parbat


Witajcie! Dzisiaj mam dla Was kolejną recenzję książki górskiej.
Tym razem  pozycją jaką postanowiłem przeczytać była książka pt.:”Nanga Parbat” i jakże wymownym podtytule:”Uczestnicy wyprawy przerywają milczenie”.
Książka ta nawiązuje do pamiętnej wyprawy na szczyt Nanga Parbat z 1970 roku.
Wersję wydarzeń osoby, która zdobyła wtedy szczyt, czyli Reinholda Messnera opisywałem w poprzedniej recenzji.
Tym razem przedstawiona jest wersja osoby, która obiektywnie przedstawia fakty z tamtej wyprawy.
Wtedy to kierownik wyprawy dr Herrlingoffer, miał wyłączne prawo do wydawania oświadczeń i relacji z tej wyprawy, przez co też inni uczestnicy nie mogli publikować i dyskutować z przedstawianymi przez niego faktami.
Przez lata toczyły się procesy sądowe o słuszność wydawanych tez głoszonych przez kierownika wyprawy i Reinholda Messnera.
Gdy po zakończeniu wyprawy dr Herrligkoffer obwiniał Reinholda Messnera za tragiczne skutki, w wyniku których zginął brat Reinholda – Gunther, autor jak i reszta członków wyprawy stają w obronie Messnera.
Jednak gdy w 2001 roku Reinhold Messner publikuje biografię zmarłego 10 lat wcześniej kierownika wyprawy z 1970 roku na Nanga Parbat, w której to zaczyna oskarżać członków ekipy za niepowodzenia i tragiczne zdarzenia podczas ówczesnej wyprawy. Max von Kienlin nie może przejść obojętnie wobec oszczerstw głoszonych przez najsłynniejszego wspinacza świata.
Jak to pisze Max von Kienlin w jednym z pierwszych rozdziałów swojej książki: „Wszystko mogło przecież zostać po staremu”.
Po latach uczestnicy przerywają milczenie i opowiadają jak było naprawdę.
W 2003 roku Max von Kienlin publikuje książkę, która przedstawia wiarygodne fakty, poparte opiniami innych członków wyprawy. Stara się również obalić oskarżenia i nieścisłości w książce Messnera.
Jednak nie obrzuca go błotem gdyż szanuje go jako kolegę i wspinacza. Mimo tego, że Messner uwiódł mu żonę, która zostawiła jego i dzieci, z których najmłodsze miało rok a najstarsze 14 lat i odeszła do Messnera. Ten wątek również został przedstawiony w książce, głównie w celu przedstawienia sławnego wspinacza i jego prawdziwej twarzy.
Autor książki przedstawia fakty na tyle dobitnie, że czytelnik sam składa elementy układanki i tworzy obraz wybitnego himalaisty na nowo.
W książce znajdziemy również kilka teorii nt. nieznanych faktów, m.in. w sprawie tragicznej śmierci Gunthera.

Polecam tą książkę dla wszystkich górskich fanów, a przede wszystkim dla tych, którzy może czytali wersję Messnera, aby odkryli prawdę z innej strony.

  „Berbeka życie w cieniu Broad Peaku” Pierwsza recenzja po dłuższej przerwie przypadła na książkę o jednym z najwybitniejszych himalais...