środa, 12 września 2018

Główny Szlak Beskidzki


Odcinek: Hala Łabowska – Krynica Zdrój

Data wycieczki: 09.09.2018

Kolejną wycieczkę, którą chciałem Wam przedstawić jest wędrówka odcinkiem Głównego Szlaku Beskidzkiego na odcinku Hala Łabowska – Krynica Zdrój.


Pomysł, organizację oraz logistykę zorganizował Decathlon sklep Tarnów, a właściwie super ludzie, którzy tam pracują, pełni pasji i pozytywnej energii.
W ten dzień firma Decathlon postanowiła zdobyć cały Główny Szlak Beskidzki, jednak z racji długości szlaku trzeba go było zaatakować z różnych stron i podzielić na odcinki. Tarnów obstawił właśnie trasę z Hali Łabowskiej do Krynicy Zdroju.
Mocna grupa stawiła się o 7 rano pod sklepem Decathlon aby wspólnie przejść ten szlak.
Pogoda od samego początku wycieczki wystawiała na próbę nasze nerwy pokazując swoją zmienną naturę. Co jakiś czas deszcz skutecznie schładzał nasz zapał na pokonanie trasy nawet w busie, ale wszelkie znaki w internecie pokazywały ładną pogodę – grunt to optymizm.
Na szczęście po dotarciu busem pod parking przy niebieskim szlaku w miejscowości Łabowiec deszcz nie padał więc mogliśmy suchą stopą piąć się w górę w kierunku schroniska na Hali Łabowskiej (5,3km).
Początkowo asfalt później już droga bardziej terenowa rozciągnęła grupę. Pogoda w dalszym ciągu nie rozpieszczała, mżawka i mgła oraz brak jakichkolwiek widoków z jednej strony powodował smutek z drugiej zaś tajemnicę i ciekawość, co się kryje za tą mgłą.


Po dotarciu do czerwonego szlaku drogowskaz pokazywał 100m do schroniska na Hali Łabowskiej, lecz schroniska nie było widać. Mimo to poszliśmy w nieznane sprawdzić czy drogowskaz nie kłamie. Po krótkiej chwili z mgły zaczął się wyłaniać budynek schroniska. 


Tam też zrobiliśmy postój na regeneracje sił i złączenie grupy. Wizyta w schronisku była okazją do udokumentowania swojej obecności w postaci pieczątki w książeczce GOT. Jak to w schronisku bywa był też czas na rozmowy z towarzyszami podróży ale i z obecnymi w schronisku turystami, którzy jak się później okazało dołączyli do Naszej grupy by wspólnie pokonać ten odcinek GSB.
Gdy już wszyscy doszli i zregenerowali siły, zebraliśmy się do wymarszu. Z racji, że oficjalny start był właśnie od schroniska na Hali Łabowskiej trzeba było uwiecznić ten moment.



Dosłownie parę minut po sesji zdjęciowej, zaczął mocno padać deszcz, który pogonił nas do lasu pod drzewa gdzie na spokojnie mogliśmy wyciągnąć peleryny by zbytnio nie przemoknąć.


Później co jakiś czas deszcz przypominał o sobie.
Po drodze było kilka postojów na zebranie grupy i uzupełnienie kalorii. Przechodziliśmy przez takie punkty jak: Hola, Juchówki, czy Runek.



Przechodzimy również obok tablicy informacyjnej, z której wynika, że pasmo Jaworzyny Krynickiej to miejsce gdzie można spotkać głuszca, największego i najrzadszego przedstawiciela kuraków leśnych w Polsce.

Gdy doszliśmy do rozdroża pod Jaworzyną Krynicką zaczęły się pojawiać przebłyski Słońca i kawałki niebieskiego nieba, idealne okno pogodowe na atak szczytowy. 



Stąd też można było odbić zielonym szlakiem do schroniska PTTK na Jaworzynie Krynickiej. Zamieszczone zdjęcie sprzed dobrych kilku lat kiedy to rodzinnie odwiedziłem schronisko.

Najwyższy punkt Naszej wędrówki był coraz bliżej jeszcze ostatnie podejście, a z każdym metrem wyżej pogoda coraz ładniejsza. Była to zasłużona nagroda za wcześniejsze braki widoków i kiepskiej pogody.

Na szczycie tego dnia znajdowała się meta jednego z biegów w ramach Festiwalu Biegowego w Krynicy Zdrój.

Po trudach wędrówki trzeba było się posilić i zjeść porządny posiłek. Z racji, że była niedziela to myśl była tylko jedna: rosół i schabowy, ale wybrałem tylko kotleta ze świnki z ziemniakami i zestawem surówek – witaminki nie zaszkodzą.
Swoją wizytę na najwyższym szczycie Beskidu Sądeckiego trzeba było uwiecznić nie tylko w postaci zdjęć ale i pieczątki do książeczki GOT. Z racji, że schronisko znajdowało się poniżej kopuły przy zielonym szlaku, wraz z Edytą poszliśmy w poszukiwaniu pieczątki i udaliśmy się do dyżurki ratowników GOPR. Okazało się, że posiadają swoją pieczątkę z określoną lokalizacją.




Gdy już wszyscy pojedli i popili nadszedł czas na grupowe zdjęcie na szczycie.

Później całą grupą zaczęliśmy schodzić dalej czerwonym szlakiem do Czarnego Potoku.


Po drodze można zobaczyć pomnik przyrody nieożywionej – Diabelski Kamień, z którym związana jest lokalna legenda: „Dawno, dawno temu rycerz z pobliskiej Muszyny zakochał się w Krynickiej Pasterce. Ponieważ Pasterka była biedna, ojciec Rycerza nie chciał się zgodzić na ślub. Posyła syna, aby ten zapomniał o ubogiej dziewczynie. Szczęśliwie nie odniósłwszy żadnych ran, Rycerz wraca w rodzinne strony. Na stokach Góry Parkowej napadają na niego zbójcy. Pobitego i ciężko rannego pozostawiają. Jego jęki usłyszała pasąca w pobliżu owce Pasterka. Widząc ukochanego rannego klęka na kolana i zaczyna się modlić do Matki Boskiej prosząc o uzdrowienie. Wielkie było jej zdziwienie gdy zobaczyła wypływające u jej stóp źródełko. Po obmyciu ran, Rycerz ten ozdrowiał. Ojciec dowiedziawszy się o cudownym ozdrowieniu syna godzi się na małżeństwo i żyją długo szczęśliwie. Kiedy moce piekielne dowiadują się o istnieniu źródła z cudowną wodą, postanawiają je zniszczyć. Podnosi diabeł z Tatr potężny kamień i niesie aby zrzucić go na źródło. Kiedy już był pod szczytem Jaworzyny, kur zapiał, diabeł kamień upuścił i leży tu po dzień dzisiejszy”.

Po krótkim czasie grupa się rozerwała. Spotkaliśmy się później wszyscy na dole przy Czarnym Potoku.

Na szlaku można było już dostrzec pierwsze oznaki nadchodzącej jesieni.

Przed Nami był już ostatni odcinek do pokonania niestety znowu trzeba było iść do góry. 

W nagrodę po wyjściu na polanki od strony Krynicy pokazał się małomiasteczkowy krajobraz miasta i okolicy. 



Szlak prowadzi obok cerkwi pw. Św. Równego Apostołom księcia Włodzimierza Wielkiego i centrali GOPR grupa Krynicka.


Do busa doszliśmy zgodnie z założonym planem o godz. 17:00 w pełnym składzie, nikt nie zaginął po drodze. 

Jednak to nie koniec przygód tego dnia. Okazało się, że w wielu miastach na naszej drodze odbywają się festyny, koncerty czy pikniki i tak w Grybowie były Baciary. Pech chciał, że impreza odbywała się na boisku tuż przy głównej drodze na Tarnów. W żółwim tempie przejechaliśmy wąskie gardło w nadziei, że dalej pójdzie gładko. Następna impreza odbywała się w Grominiku niedaleko ronda przy głównej drodze. Tutaj na szczęście nie natrafiliśmy na większe utrudnienia i korki.
W Tuchowie wysiadło kilka osób, w tym kolega, który przybył na wycieczkę prosto z wesela.
Wycieczkę zakończyliśmy pod sklepem Decathlon w Tarnowie. Była to super przygoda, która pozostawiła pełno wrażeń i wspomnień, a co najważniejsze kilka nowych znajomości super pozytywnych ludzi. Na pamiątkę otrzymaliśmy pamiątkowy dyplom.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  „Berbeka życie w cieniu Broad Peaku” Pierwsza recenzja po dłuższej przerwie przypadła na książkę o jednym z najwybitniejszych himalais...